Dramat w 47 donicach – o surmiach przy ul. Dworcowej
Dziwna to moda. Drzewo w donicy. Paradoks! Kiedyś powiedzielibyśmy nonsens, bzdura, niemożliwe! Dziś jesteśmy do tego widoku przyzwyczajeni. Chociaż absurdalność zjawiska pozostaje. Drzewo w donicy – symbol ujarzmienia przyrody. Bo przecież musimy mieć wszystko pod kontrolą. Zapanujemy nad drzewem. Nie damy mu urosnąć. Niech tkwi w tej ciasnej przestrzeni. Coś pomiędzy kwiatkiem, a znakiem drogowym. Trochę zieleni, a jednak betonowo.
Ulica Dworcowa, reprezentacyjny, historyczny trakt – wizytówka miasta. Nie może więc zabraknąć donic z drzewami. Przecież Bydgoszcz ma uchodzić za zielone miasto. Powinna witać przyjezdnych szpalerem bujnej roślinności. Idziemy więc… raz, dwa, trzy, cztery donice, dalej kolejne… w sumie 47 donic. Każdej „coś” wystaje. Jakże to smutny widok. Studium obumierania drzew. Drzew zamęczonych, wyschniętych, niepodlanych. Osłabione drzewa chorują. Aż 38 surmii (zwanych również katalpą) dogorywa, spora część jest już zupełnie sucha. Smętnie zwisające liście wołają o kroplę wody.
Zamiast niej w donicach piętrzą się butelki, papierki, pudelka – świadectwo tego, czym się żywią, co piją, w jakich butach chodzą i gdzie ubierają się bydgoszczanie. Ba, nawet tego co mają w domach. Okazuje się, że taka masywna donica jest wspaniałą podporą dla starej kanapy, zdezelowanego regału, niepotrzebnego już klozetu. A propos klozetu… gdy potrzeba nagli, nic tylko odwrócić się w kierunku donicy. Całość tworzy przykry obraz… Nowoczesność w groteskowym wydaniu.
Wielofunkcyjne donice – trochę śmietnik, trochę szalet, piasek w środku – przyda się na akcję zima. Drzewo w donicy
potrzebuje specjalnej pielęgnacji i troski. Każdego dnia zdane jest na człowieka. Drzewo w donicy jest jak dziecko, które wymaga codziennej opieki, z tą różnicą, że nigdy nie będzie samodzielne. Decydując się na takie rozwiązanie należy zapewnić mu odpowiednie nawodnienie, pielęgnację, a zimą osłonę przed mrozem. To nie są skomplikowane zabiegi, a jednak przerosły możliwości naszego miasta. Kto jest odpowiedzialny za ten stan rzeczy? Wystosowaliśmy pismo do Urzędu Miasta, czekamy na odpowiedź.